Transport morski pichci armatorom i spedytorom rozmaite niespodzianki. Bywa, że trzeba ponieść dodatkowe koszty, żeby uratować ładunek albo nawet cały statek. Takie sytuacje reguluje instytucja tzw. awarii wspólnej, którą rozlicza dyspaszer. W branży ubezpieczeniowej to musi być znaczna persona, skoro w Polsce ten zawód wykonuje zaledwie kilka osób.
Z tego powodu dyspaszer kojarzy mi się z aktuariuszem – równie rzadko występującym w przyrodzie. Obaj jednak wykonują pożyteczną robotę, na której mało kto się zna. A już rozliczanie strat z tytułu awarii wspólnej, czym zajmuje się właśnie dyspaszer, to nie lada sztuka. Uporządkujmy zatem: eksportujemy – dajmy na to – towar do USA w kontenerze. Załadowany kontenerowiec wchodzi na mieliznę, co powoduje konieczność poniesienia przez przewoźnika dodatkowych kosztów związanych z utrzymaniem załogi w gotowości czy dokonania drobnych napraw. Jeśli przewoźnik świadomie i z rozmysłem naraża się na koszty, mając na celu uratowanie statku wraz z ładunkiem przed gorszymi konsekwencjami, wówczas mamy do czynienia z awarią wspólną. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że właściciele transportowanych towarów, zwracają przewoźnikowi część wydatków, proporcjonalnie do wartości przewożonych przez nich ładunków.
Umowa ubezpieczenia pokrywa wydatki i poświęcenia, przypadające na ubezpieczającego lub ubezpieczonego. Po niefortunnym zdarzeniu, do działania przystępuje dyspaszer. Rozliczenie wspólnych wydatków zleca mu armator, a jeśli z jakichś względów zwleka, to może się tym zająć którykolwiek z uczestników awarii wspólnej. Stosuje do tego, przyjęte w międzynarodowym obrocie morskim Reguły Yorku – Antwerpii. Rozliczanie i obciążanie kosztami to chyba żmudne i niewdzięczne rzemiosło, skoro w wykazie prezesa Krajowej Izby Gospodarczej figuruje raptem kilku, znających się na rzeczy. Z drugiej strony – pewnie tak jak aktuariusze, spece od matematyki ubezpieczeniowej, finansowej i statystyki – wysokość wynagrodzeń nie spędza im snu z oczu ;).
Zgodnie z kodeksem morskim, dyspaszer najpierw analizuje czy doszło do awarii wspólnej, a dopiero później oblicza wysokość strat z tego tytułu i decyduje, kto jakie w związku z nimi ponosi koszty. Dokument, wystawiany przez dyspaszera po dokonaniu rozliczenia, nosi nazwę dyspaszy.
Korzystałem z: Podręcznik spedytora, pod red. Danuty Marciniak-Neider i Janusza Neidera, Polska Izba Spedycji i Logistyki, Gdynia 2014.
Na naszym blogu dowiesz się jak zorganizować spedycję morską i przetransportować towary statkiem.
Brak komentarzy